" Zawsze trzeba wiedzieć, kiedy kończy się jakiś etap w życiu.
Jeśli uparcie chcemy w nim trwać dłużej niż to konieczne,
tracimy radość i sens tego, co przed nami."
Wysiadłem z samochodu i od razu swoje kroki skierowałem w stronę plaży. Wszedłem na piaszczystą plażę i zaciągnąłem się morskim powietrzem. O tak, czuję, że dobrze zrobiłem, przyjeżdżając tutaj. Uciekłem jak zwykły tchórz, ale nie mogłem dłużej tego wytrzymać. Potrzebowałem chociaż chwili spokoju, z dala od Łodzi i Bełchatowa. Mój wybór padł oczywiście na Kołobrzeg. Uwielbiałem morze, uwielbiałem Kołobrzeg. Odkąd pamiętam, zawsze tu przyjeżdżałem, do czasu. Później wszystko zeszło na drugi plan, a w pierwszym pojawiła się siatkówka. Dążenie do wyznaczonego celu. Spełnienie marzeń.
I dokonałem tego. Jestem uważany za jednego z najlepszych siatkarzy w Polsce, gram w jednym z najlepszych zespołów i jestem jego kapitanem. Kocham to, co robię.
Ale teraz chyba to wszystko mnie przerosło. Nie potrafię ogarnąć tego wszystkiego.
Cały czas walczę, żeby to zachwianie nie odcisnęło piętna na mojej grze. Ale nie wiem, jak długo jeszcze będę w stanie to ciągnąć. Potrzebuję jakiejś zmiany. Zmiany, która pomoże mi się ustabilizować i sprawi, że znów będzie tak jak kiedyś.
Usiadłem na ciepłym, złotym piasku i wpatrywałem się w Bałtyckie fale. Przykmnąłem oczy, mając nadzieję, że dźwięk morza chociaż trochę uspokoi moje myśli. I nie myliłem się.
- Pomógłbyś mi jakoś. - pomyślałem, ale po chwili stwierdziłem, że chyba mam coś z głową, skoro proszę o pomoc Bałtyk. Wziąłem głęboki oddech i otworzyłem oczy. Plaża była prawie pusta, ponieważ było już po dwudziestej trzeciej. Wstałem i ruszyłem w stronę hotelu, mojego aktulanego miejsca zamieszkania. Wybrałem ten najbliżej plaży, więc nie miałem dalekiej drogi. Trochę dręczyły mnie wyrzuty sumienia, że zamiast spędzić czas wolny z rodziną i przyjaciółmi, uciekłem tutaj.Wyciągnąłem torbę z samochodu. Kiedy wchodziłem do budynku hotelowego uderzyłem kogoś drzwiami, ale wybąkałem tylko "przepraszam" i nie przejmując się środkowym palcem skierowanym w moją stronę poszedłem dalej. Odebrałem w recepcji kluczyk do mojego pokoju i od razu się tam skierowałem, uprzednio podpisując kilka kartek. Wszystko robiłem automatycznie, z sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy, tak jak to miałem w zwyczaju w ciągu ostatnich kilku tygodni. Wszedłem do hotelowego pokoju. Jak to zwykle bywa, nic specjalnego. Dość duży telewizor, dwa krzesła, stolik, szafa, półka i łóżko. Na pierwszy rzut oka wiedziałem, że przez najbliższe dni się nie wyśpie, bo łóżko jest za małe. Ale za to miałem wspaniały widok zza okna. Wprawdzie morza nie było widać w ciemościach, ale słyszałem stłumiony odgłos fal i mew. Poczułem, że spędzony tutaj czas dobrze mi zrobi. Poszedłem od razu pod prysznic, a później położyłem się do łóżka. Nie myliłem się, było o wiele za małe, ale byłem do tego przyzwyczajony. Założyłem słuchawki i wsłuchując się w dźwięki mojej ulubionej muzyki, wpatrywałem się w okno, na którym chwilę potem zaczęły pojawiać się krople deszczu. Nawet nie zauważyłem, kiedy zmożył mnie sen.
Obudziły mnie głośne mewy, a kiedy otworzyłem oczy poraziły mnie promienie słońca, wpadające przez duże okno. Przetarłem oczy i usiadłem na łóżku. Byłem trochę obolały przez noc spędzoną na takim małym łóźku. Na ziemi leżały moje słuchawki, które najprawdopodobniej ześlizgnęły się z mojej głowy podczas snu. Wyłączyłem cały czas grający sprzęt i spojrzałem na moją komórkę. Przywitały mnie nieodebrane połączenia i dwie wiadomości tekstowe. Spojrzałem na listę nieodebranych połączeń:
Mama x3
Winiar x2
Bąku
Po czym wszdłem w wiadomości:
Od: Bąku
Stary, gdzie ty się podziewasz?!
Od: Winiar
Odbierz ten cholerny telefon!
No tak, moich dwóch opiekunów. Od razu zauważyli, że coś jest ze mną nie tak, ale ja uparcie zaprzeczałem. Postanowiłem, że skontaktuję się z mamą po śniadaniu. Ruszyłem do łazienki i po porannej toalecie przebrałem się i wyszedłem z pokoju, w stronę stołówki. Kiedy wchodziłem do pomieszczenia ktoś wpadł na mnie i poczułem zimno na klatce piersiowej.
- Człowieku, czy ty czyhasz na moje życie?! - spytała z wyrzutem dziewczyna, która stała przede mną z szklanką w ręku. Spojrzałem na nią zdziwiony. - Najpierw próbujesz mnie zabić drzwiami, a teraz to.
To musiała być ta osoba, którą wczoraj uderzyłem drzwiami wchodząc do hotelu.
- Ale to ty teraz na mnie wpadłaś. Zawsze pozdrawiasz nieznajomych środkowym palcem? - spytałem z nutką wesołości w głosie, a ona prychnęła.
- Wcale nie, to ty wyrastasz nagle spod ziemi. Czasami. - powiedziała, wywracając śmiesznie oczami, ale po chwili namysłu roześmiała się perliście. - Przepraszam za twoją koszulkę. No i za ten wczorajszy gest też.- wskazała na mokrą plamę.
- Nic się nie stało. Mam ich jeszcze kilka. - uśmiechnąłem się. - Ale na przyszłość uważaj, jak chodzisz. - zaśmiałem się i ruszyłem znów w stronę swojego pokoju. Co jak co, ale miała dziewczyna charakter.
Zmieniłem koszulkę i tym razem bez żadnych problemów wszedłem na stołówkę i zjadłem śniadanie. Później wyszedłem przed hotel i usiadłem na ławce. Wyciagnąłem telefon z kieszeni i wykręciłem numer do mamy.
- Mariusz, matko Boska, wiesz jak się martwiłam?! - przywitała mnie. Zawsze była opiekuńcza. Nie przeszkadzało jej to, że jestem już dorosły i sam kieruje swoim życiem. Zaśmiałem się.
- Przepraszam, mamo. Niestety nie odwiedzę was, bo... - uciąłem na kilka sekund. - coś mi wypadło. - dokończyłem. Czy kłamałem? Nie do końca. Mógłbym powiedzieć o wszystkim mojej rodzicielce, ale po co? Sprawiłbym tylko, że denerwowałaby się cały czas.
- Mariusz, nie ściemniaj mi tu. Co się stało? - spytała twardo. Westchnąłem.
- Muszę kończyć, zadzwonie później. Kocham cię. - powiedziałem i wcisnąłem czerwony guzik na klawiaturze. Przymknąłem oczy. Zdawałem sobie sprawę z tego, że mogłem ją tym ranić.
Ta cała sytuacja robi chyba ze mnie zimnego drania bez uczuć.
Wstałem i ruszyłem w stronę plaży. Na molo był duży tłok, ale po krótkim spacerze znalazłem idealne miejsce na plaży, z dala od ludzi. Stało tu kilka drzew, więc miałem trochę cienia. Usiadłem na rozgrzanym piasku i oparłem się o pień drzewa. Słychać było fale morza, mewy i stłumione śmiechy ludzi, wypoczywających jakieś dwieście metrów ode mnie. Znów zacząłem obmyślać plan, który choć trochę by mi pomógł.
Tylko jak to zrobić? Jak rozwiązać te najcięższe problemy?
Wydawało mi się, że sam nie podołam, ale kto mógłby mi pomóc? Nie ma takiej osoby. Muszę sobie poradzić z tym wszystkim sam.
- Witaj ponownie. - usłyszałem znajomy głos. Otworzyłem oczy i zobaczyłem znów tą małą, ładną dziewczynę z charakterkiem.
- Cześć - uśmiechnąłem się.
- Skoro tak ciągle na siebie wpadamy, to może moglibyśmy się poznać? Zakopmy ten topór wojenny. Jestem Adelajda, ale możesz mówić jak ci się tylko podoba. - zaśmiała się i wyciągnęła ręke w moją stronę.
- Mariusz, ale możesz mówić jak ci się tylko podoba. - powtórzyłem jej słowa i uścisnąłem jej małą dłoń. Usiadła obok mnie i przez chwilę przypatrywała mi się badawczo. W końcu odwróciłem głowę w jej stronę, a ona nie odwracając wzroku uśmiechnęła się do mnie.
- Co? - spytałem zdezorientowany.
- Nic. - wzruszyła ramionami z uśmiechem. Ta dziewczyna była naprawdę jakaś pokręcona. Siedzieliśmy w ciszy, aż w końcu postanowiłem nawiązać jakiś dialog.
- Mieszkasz tu? - spytałem, spoglądając na nią. Uśmiechnęła się lekko, patrząc gdzieś w horyzont.
- Tak, z moją przyjaciółką, ale to długa historia. Może kiedyś ci opowiem. - uśmiechnęła się. - A ty?
- Ja tu nie mieszkam. Mam kilka dni wolnego, więc postanowiłem przyjechać. Uwielbiam Kołobrzeg i morze.
Pokiwała delikatnie głową, jakby była w jakimś transie.
- Ja też. Cudowne miejsce. - westchnęła.
- Co robiłaś w hotelu? Chyba tam nie mieszkasz?
- Nie, pracuję tam jako kelnerka. - zaśmiała się. - Żadna praca nie hańbi. Może masz ochotę na coś zimnego do picia?
Spojrzałem na nią, a po chwili z uśmiechem kiwnąłem głową.
- Ja płacę, żeby wynagrodzić ci to wszystko. - zaśmiała się. - Naprawdę cię przepraszam! - wstała, a ja za nią. Ruszyliśmy ramię w ramię przez molo. Adela była straszną gadułą, dużo się śmiała. Ale mało opowiadała o swojej przeszłości. Nie chciałem być niemiły czy natrętny, więc omijałem ten temat. Chyba w ogóle nie przeszkadzało jej to, że jestem siatkarzem i nawet, kiedy siedzieliśmy w miłej kawiarence pijąc koktajl, ktoś podchodził do mnie po autograf wybuchała perlistym śmiechem i dogryzała mi.
- Nie chcę być niegrzeczna, ale do dupy takie życie. - skomentowała. Wzruszyłem ramionami. Pamiętam moje początki, gdy każdy rozdany autograf bardzo mnie ekscytował. Z czasem stało się to rutyną i przyzwyczaiłem się do tego, że nie mogę wyjść spokojnie do spożywczaka, bo zawsze ktoś mnie zaczepi z prośbą o podpis. Nie miałem nic przeciwko temu. Kibice wiele dla mnie znaczyli.
Spędziłem z dziewczyną kilka godzin, kiedy oznajmiła, że musi wracać do pracy. Ruszyliśmy w stronę hotelu.
Tym razem Adela była cicha i zamyślona. Wpatrywała się pustym wzrokiem przed siebie, nie odzywając się ani słowem. Rozstaliśmy się w holu - ja poszedłem do swojego pokoju, a ona na stołówkę. W pokoju znów leżałem w małym łóżku, beznamiętnie wpatrując się w telewizor i rozmyślając.
Adelajda była dla mnie jedną wielką zagadką. Wydawało mi się, że jej humor zmienia się z sekundy na sekundę. Raz się śmiała, a chwilę później zachowywała się, jakby była w letargu, zamyślona i poważna.
Nie powiem, że nie - fascynowała mnie. Nigdy w życiu jeszcze nie spotkałem takiej osoby.
Ona jest pokręcona, ale fascynująca.
Usiadłem na ciepłym, złotym piasku i wpatrywałem się w Bałtyckie fale. Przykmnąłem oczy, mając nadzieję, że dźwięk morza chociaż trochę uspokoi moje myśli. I nie myliłem się.
- Pomógłbyś mi jakoś. - pomyślałem, ale po chwili stwierdziłem, że chyba mam coś z głową, skoro proszę o pomoc Bałtyk. Wziąłem głęboki oddech i otworzyłem oczy. Plaża była prawie pusta, ponieważ było już po dwudziestej trzeciej. Wstałem i ruszyłem w stronę hotelu, mojego aktulanego miejsca zamieszkania. Wybrałem ten najbliżej plaży, więc nie miałem dalekiej drogi. Trochę dręczyły mnie wyrzuty sumienia, że zamiast spędzić czas wolny z rodziną i przyjaciółmi, uciekłem tutaj.Wyciągnąłem torbę z samochodu. Kiedy wchodziłem do budynku hotelowego uderzyłem kogoś drzwiami, ale wybąkałem tylko "przepraszam" i nie przejmując się środkowym palcem skierowanym w moją stronę poszedłem dalej. Odebrałem w recepcji kluczyk do mojego pokoju i od razu się tam skierowałem, uprzednio podpisując kilka kartek. Wszystko robiłem automatycznie, z sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy, tak jak to miałem w zwyczaju w ciągu ostatnich kilku tygodni. Wszedłem do hotelowego pokoju. Jak to zwykle bywa, nic specjalnego. Dość duży telewizor, dwa krzesła, stolik, szafa, półka i łóżko. Na pierwszy rzut oka wiedziałem, że przez najbliższe dni się nie wyśpie, bo łóżko jest za małe. Ale za to miałem wspaniały widok zza okna. Wprawdzie morza nie było widać w ciemościach, ale słyszałem stłumiony odgłos fal i mew. Poczułem, że spędzony tutaj czas dobrze mi zrobi. Poszedłem od razu pod prysznic, a później położyłem się do łóżka. Nie myliłem się, było o wiele za małe, ale byłem do tego przyzwyczajony. Założyłem słuchawki i wsłuchując się w dźwięki mojej ulubionej muzyki, wpatrywałem się w okno, na którym chwilę potem zaczęły pojawiać się krople deszczu. Nawet nie zauważyłem, kiedy zmożył mnie sen.
Obudziły mnie głośne mewy, a kiedy otworzyłem oczy poraziły mnie promienie słońca, wpadające przez duże okno. Przetarłem oczy i usiadłem na łóżku. Byłem trochę obolały przez noc spędzoną na takim małym łóźku. Na ziemi leżały moje słuchawki, które najprawdopodobniej ześlizgnęły się z mojej głowy podczas snu. Wyłączyłem cały czas grający sprzęt i spojrzałem na moją komórkę. Przywitały mnie nieodebrane połączenia i dwie wiadomości tekstowe. Spojrzałem na listę nieodebranych połączeń:
Mama x3
Winiar x2
Bąku
Po czym wszdłem w wiadomości:
Od: Bąku
Stary, gdzie ty się podziewasz?!
Od: Winiar
Odbierz ten cholerny telefon!
No tak, moich dwóch opiekunów. Od razu zauważyli, że coś jest ze mną nie tak, ale ja uparcie zaprzeczałem. Postanowiłem, że skontaktuję się z mamą po śniadaniu. Ruszyłem do łazienki i po porannej toalecie przebrałem się i wyszedłem z pokoju, w stronę stołówki. Kiedy wchodziłem do pomieszczenia ktoś wpadł na mnie i poczułem zimno na klatce piersiowej.
- Człowieku, czy ty czyhasz na moje życie?! - spytała z wyrzutem dziewczyna, która stała przede mną z szklanką w ręku. Spojrzałem na nią zdziwiony. - Najpierw próbujesz mnie zabić drzwiami, a teraz to.
To musiała być ta osoba, którą wczoraj uderzyłem drzwiami wchodząc do hotelu.
- Ale to ty teraz na mnie wpadłaś. Zawsze pozdrawiasz nieznajomych środkowym palcem? - spytałem z nutką wesołości w głosie, a ona prychnęła.
- Wcale nie, to ty wyrastasz nagle spod ziemi. Czasami. - powiedziała, wywracając śmiesznie oczami, ale po chwili namysłu roześmiała się perliście. - Przepraszam za twoją koszulkę. No i za ten wczorajszy gest też.- wskazała na mokrą plamę.
- Nic się nie stało. Mam ich jeszcze kilka. - uśmiechnąłem się. - Ale na przyszłość uważaj, jak chodzisz. - zaśmiałem się i ruszyłem znów w stronę swojego pokoju. Co jak co, ale miała dziewczyna charakter.
Zmieniłem koszulkę i tym razem bez żadnych problemów wszedłem na stołówkę i zjadłem śniadanie. Później wyszedłem przed hotel i usiadłem na ławce. Wyciagnąłem telefon z kieszeni i wykręciłem numer do mamy.
- Mariusz, matko Boska, wiesz jak się martwiłam?! - przywitała mnie. Zawsze była opiekuńcza. Nie przeszkadzało jej to, że jestem już dorosły i sam kieruje swoim życiem. Zaśmiałem się.
- Przepraszam, mamo. Niestety nie odwiedzę was, bo... - uciąłem na kilka sekund. - coś mi wypadło. - dokończyłem. Czy kłamałem? Nie do końca. Mógłbym powiedzieć o wszystkim mojej rodzicielce, ale po co? Sprawiłbym tylko, że denerwowałaby się cały czas.
- Mariusz, nie ściemniaj mi tu. Co się stało? - spytała twardo. Westchnąłem.
- Muszę kończyć, zadzwonie później. Kocham cię. - powiedziałem i wcisnąłem czerwony guzik na klawiaturze. Przymknąłem oczy. Zdawałem sobie sprawę z tego, że mogłem ją tym ranić.
Ta cała sytuacja robi chyba ze mnie zimnego drania bez uczuć.
Wstałem i ruszyłem w stronę plaży. Na molo był duży tłok, ale po krótkim spacerze znalazłem idealne miejsce na plaży, z dala od ludzi. Stało tu kilka drzew, więc miałem trochę cienia. Usiadłem na rozgrzanym piasku i oparłem się o pień drzewa. Słychać było fale morza, mewy i stłumione śmiechy ludzi, wypoczywających jakieś dwieście metrów ode mnie. Znów zacząłem obmyślać plan, który choć trochę by mi pomógł.
Tylko jak to zrobić? Jak rozwiązać te najcięższe problemy?
Wydawało mi się, że sam nie podołam, ale kto mógłby mi pomóc? Nie ma takiej osoby. Muszę sobie poradzić z tym wszystkim sam.
- Witaj ponownie. - usłyszałem znajomy głos. Otworzyłem oczy i zobaczyłem znów tą małą, ładną dziewczynę z charakterkiem.
- Cześć - uśmiechnąłem się.
- Skoro tak ciągle na siebie wpadamy, to może moglibyśmy się poznać? Zakopmy ten topór wojenny. Jestem Adelajda, ale możesz mówić jak ci się tylko podoba. - zaśmiała się i wyciągnęła ręke w moją stronę.
- Mariusz, ale możesz mówić jak ci się tylko podoba. - powtórzyłem jej słowa i uścisnąłem jej małą dłoń. Usiadła obok mnie i przez chwilę przypatrywała mi się badawczo. W końcu odwróciłem głowę w jej stronę, a ona nie odwracając wzroku uśmiechnęła się do mnie.
- Co? - spytałem zdezorientowany.
- Nic. - wzruszyła ramionami z uśmiechem. Ta dziewczyna była naprawdę jakaś pokręcona. Siedzieliśmy w ciszy, aż w końcu postanowiłem nawiązać jakiś dialog.
- Mieszkasz tu? - spytałem, spoglądając na nią. Uśmiechnęła się lekko, patrząc gdzieś w horyzont.
- Tak, z moją przyjaciółką, ale to długa historia. Może kiedyś ci opowiem. - uśmiechnęła się. - A ty?
- Ja tu nie mieszkam. Mam kilka dni wolnego, więc postanowiłem przyjechać. Uwielbiam Kołobrzeg i morze.
Pokiwała delikatnie głową, jakby była w jakimś transie.
- Ja też. Cudowne miejsce. - westchnęła.
- Co robiłaś w hotelu? Chyba tam nie mieszkasz?
- Nie, pracuję tam jako kelnerka. - zaśmiała się. - Żadna praca nie hańbi. Może masz ochotę na coś zimnego do picia?
Spojrzałem na nią, a po chwili z uśmiechem kiwnąłem głową.
- Ja płacę, żeby wynagrodzić ci to wszystko. - zaśmiała się. - Naprawdę cię przepraszam! - wstała, a ja za nią. Ruszyliśmy ramię w ramię przez molo. Adela była straszną gadułą, dużo się śmiała. Ale mało opowiadała o swojej przeszłości. Nie chciałem być niemiły czy natrętny, więc omijałem ten temat. Chyba w ogóle nie przeszkadzało jej to, że jestem siatkarzem i nawet, kiedy siedzieliśmy w miłej kawiarence pijąc koktajl, ktoś podchodził do mnie po autograf wybuchała perlistym śmiechem i dogryzała mi.
- Nie chcę być niegrzeczna, ale do dupy takie życie. - skomentowała. Wzruszyłem ramionami. Pamiętam moje początki, gdy każdy rozdany autograf bardzo mnie ekscytował. Z czasem stało się to rutyną i przyzwyczaiłem się do tego, że nie mogę wyjść spokojnie do spożywczaka, bo zawsze ktoś mnie zaczepi z prośbą o podpis. Nie miałem nic przeciwko temu. Kibice wiele dla mnie znaczyli.
Spędziłem z dziewczyną kilka godzin, kiedy oznajmiła, że musi wracać do pracy. Ruszyliśmy w stronę hotelu.
Tym razem Adela była cicha i zamyślona. Wpatrywała się pustym wzrokiem przed siebie, nie odzywając się ani słowem. Rozstaliśmy się w holu - ja poszedłem do swojego pokoju, a ona na stołówkę. W pokoju znów leżałem w małym łóżku, beznamiętnie wpatrując się w telewizor i rozmyślając.
Adelajda była dla mnie jedną wielką zagadką. Wydawało mi się, że jej humor zmienia się z sekundy na sekundę. Raz się śmiała, a chwilę później zachowywała się, jakby była w letargu, zamyślona i poważna.
Nie powiem, że nie - fascynowała mnie. Nigdy w życiu jeszcze nie spotkałem takiej osoby.
Ona jest pokręcona, ale fascynująca.
~ * ~
Przedstawiam Wam pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że się podoba.
Ocenę pozostawiam Wam, przyjmę nawet najgorszą krytykę :)