piątek, 22 lutego 2013

1.

" Zawsze trzeba wiedzieć, kiedy kończy się jakiś etap w życiu. 
Jeśli uparcie chcemy w nim trwać dłużej niż to konieczne,
tracimy radość i sens tego, co przed nami."


Wysiadłem z samochodu i od razu swoje kroki skierowałem w stronę plaży. Wszedłem na piaszczystą plażę i zaciągnąłem się morskim powietrzem. O tak, czuję, że dobrze zrobiłem, przyjeżdżając tutaj. Uciekłem jak zwykły tchórz, ale nie mogłem dłużej tego wytrzymać. Potrzebowałem chociaż chwili spokoju, z dala od Łodzi i Bełchatowa. Mój wybór padł oczywiście na Kołobrzeg. Uwielbiałem morze, uwielbiałem Kołobrzeg. Odkąd pamiętam, zawsze tu przyjeżdżałem, do czasu. Później wszystko zeszło na drugi plan, a w pierwszym pojawiła się siatkówka. Dążenie do wyznaczonego celu. Spełnienie marzeń. 
I dokonałem tego. Jestem uważany za jednego z najlepszych siatkarzy w Polsce, gram w jednym z najlepszych zespołów i jestem jego kapitanem. Kocham to, co robię. 
Ale teraz chyba to wszystko mnie przerosło. Nie potrafię ogarnąć tego wszystkiego. 
Cały czas walczę, żeby to zachwianie nie odcisnęło piętna na mojej grze. Ale nie wiem, jak długo jeszcze będę w stanie to ciągnąć. Potrzebuję jakiejś zmiany. Zmiany, która pomoże mi się ustabilizować i sprawi, że znów będzie tak jak kiedyś.
Usiadłem na ciepłym, złotym piasku i wpatrywałem się w Bałtyckie fale. Przykmnąłem oczy, mając nadzieję, że dźwięk morza chociaż trochę uspokoi moje myśli. I nie myliłem się.
- Pomógłbyś mi jakoś. - pomyślałem, ale po chwili stwierdziłem, że chyba mam coś z głową, skoro proszę o pomoc Bałtyk. Wziąłem głęboki oddech i otworzyłem oczy. Plaża była prawie pusta, ponieważ było już po dwudziestej trzeciej. Wstałem i ruszyłem w stronę hotelu, mojego aktulanego miejsca zamieszkania. Wybrałem ten najbliżej plaży, więc nie miałem dalekiej drogi. Trochę dręczyły mnie wyrzuty sumienia, że zamiast spędzić czas wolny z rodziną i przyjaciółmi, uciekłem tutaj.Wyciągnąłem torbę z samochodu. Kiedy wchodziłem do budynku hotelowego uderzyłem kogoś drzwiami, ale wybąkałem tylko "przepraszam" i nie przejmując się środkowym palcem skierowanym w moją stronę poszedłem dalej. Odebrałem w recepcji kluczyk do mojego pokoju i od razu się tam skierowałem, uprzednio podpisując kilka kartek. Wszystko robiłem automatycznie, z sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy, tak jak to miałem w zwyczaju w ciągu ostatnich kilku tygodni. Wszedłem do hotelowego pokoju. Jak to zwykle bywa, nic specjalnego. Dość duży telewizor, dwa krzesła, stolik, szafa, półka i łóżko. Na pierwszy rzut oka wiedziałem, że przez najbliższe dni się nie wyśpie, bo łóżko jest za małe. Ale za to miałem wspaniały widok zza okna. Wprawdzie morza nie było widać w ciemościach, ale słyszałem stłumiony odgłos fal i mew. Poczułem, że spędzony tutaj czas dobrze mi zrobi. Poszedłem od razu pod prysznic, a później położyłem się do łóżka. Nie myliłem się, było o wiele za małe, ale byłem do tego przyzwyczajony. Założyłem słuchawki i wsłuchując się w dźwięki mojej ulubionej muzyki, wpatrywałem się w okno, na którym chwilę potem zaczęły pojawiać się krople deszczu. Nawet nie zauważyłem, kiedy zmożył mnie sen.

Obudziły mnie głośne mewy, a kiedy otworzyłem oczy poraziły mnie promienie słońca, wpadające przez duże okno. Przetarłem oczy i usiadłem na łóżku. Byłem trochę obolały przez noc spędzoną na takim małym łóźku. Na ziemi leżały moje słuchawki, które najprawdopodobniej ześlizgnęły się z mojej głowy podczas snu. Wyłączyłem cały czas grający sprzęt i spojrzałem na moją komórkę. Przywitały mnie nieodebrane połączenia i dwie wiadomości tekstowe. Spojrzałem na listę nieodebranych połączeń:
Mama x3
Winiar x2
Bąku 

Po czym wszdłem w wiadomości:
Od: Bąku 
Stary, gdzie ty się podziewasz?!

Od: Winiar
Odbierz ten cholerny telefon! 

No tak, moich dwóch opiekunów. Od razu zauważyli, że coś jest ze mną nie tak, ale ja uparcie zaprzeczałem. Postanowiłem, że skontaktuję się z mamą po śniadaniu. Ruszyłem do łazienki i po porannej toalecie przebrałem się i wyszedłem z pokoju, w stronę stołówki. Kiedy wchodziłem do pomieszczenia ktoś wpadł na mnie i poczułem zimno na klatce piersiowej.
- Człowieku, czy ty czyhasz na moje życie?! - spytała z wyrzutem dziewczyna, która stała przede mną z szklanką w ręku. Spojrzałem na nią zdziwiony. - Najpierw próbujesz mnie zabić drzwiami, a teraz to.
To musiała być ta osoba, którą wczoraj uderzyłem drzwiami wchodząc do hotelu.
- Ale to ty teraz na mnie wpadłaś. Zawsze pozdrawiasz nieznajomych środkowym palcem? - spytałem z nutką wesołości w głosie, a ona prychnęła.
- Wcale nie, to ty wyrastasz nagle spod ziemi. Czasami. - powiedziała, wywracając śmiesznie oczami, ale po chwili namysłu roześmiała się perliście. - Przepraszam za twoją koszulkę. No i za ten wczorajszy gest też.- wskazała na mokrą plamę.
- Nic się nie stało. Mam ich jeszcze kilka. - uśmiechnąłem się. - Ale na przyszłość uważaj, jak chodzisz. - zaśmiałem się i ruszyłem znów w stronę swojego pokoju. Co jak co, ale miała dziewczyna charakter.
Zmieniłem koszulkę i tym razem bez żadnych problemów wszedłem na stołówkę i zjadłem śniadanie. Później wyszedłem przed hotel i usiadłem na ławce. Wyciagnąłem telefon z kieszeni i wykręciłem numer do mamy.
- Mariusz, matko Boska, wiesz jak się martwiłam?! - przywitała mnie. Zawsze była opiekuńcza. Nie przeszkadzało jej to, że jestem już dorosły i sam kieruje swoim życiem. Zaśmiałem się.
- Przepraszam, mamo. Niestety nie odwiedzę was, bo... - uciąłem na kilka sekund. - coś mi wypadło. - dokończyłem. Czy kłamałem? Nie do końca. Mógłbym powiedzieć o wszystkim mojej rodzicielce, ale po co? Sprawiłbym tylko, że denerwowałaby się cały czas.
- Mariusz, nie ściemniaj mi tu. Co się stało? - spytała twardo. Westchnąłem.
- Muszę kończyć, zadzwonie później. Kocham cię. - powiedziałem i wcisnąłem czerwony guzik na klawiaturze. Przymknąłem oczy. Zdawałem sobie sprawę z tego, że mogłem ją tym ranić.
Ta cała sytuacja robi chyba ze mnie zimnego drania bez uczuć.
Wstałem i ruszyłem w stronę plaży. Na molo był duży tłok, ale po krótkim spacerze znalazłem idealne miejsce na plaży, z dala od ludzi. Stało tu kilka drzew, więc miałem trochę cienia. Usiadłem na rozgrzanym piasku i oparłem się o pień drzewa. Słychać było fale morza, mewy i stłumione śmiechy ludzi, wypoczywających jakieś dwieście metrów ode mnie. Znów zacząłem obmyślać plan, który choć trochę by mi pomógł.
Tylko jak to zrobić? Jak rozwiązać te najcięższe problemy?
Wydawało mi się, że sam nie podołam, ale kto mógłby mi pomóc? Nie ma takiej osoby. Muszę sobie poradzić z tym wszystkim sam.
- Witaj ponownie. - usłyszałem znajomy głos. Otworzyłem oczy i zobaczyłem znów tą małą, ładną dziewczynę z charakterkiem.
- Cześć - uśmiechnąłem się.
- Skoro tak ciągle na siebie wpadamy, to może moglibyśmy się poznać? Zakopmy ten topór wojenny. Jestem Adelajda, ale możesz mówić jak ci się tylko podoba. - zaśmiała się i wyciągnęła ręke w moją stronę.
- Mariusz, ale możesz mówić jak ci się tylko podoba. - powtórzyłem jej słowa i uścisnąłem jej małą dłoń. Usiadła obok mnie i przez chwilę przypatrywała mi się badawczo. W końcu odwróciłem głowę w jej stronę, a ona nie odwracając wzroku uśmiechnęła się do mnie.
- Co? - spytałem zdezorientowany.
- Nic. - wzruszyła ramionami z uśmiechem. Ta dziewczyna była naprawdę jakaś pokręcona. Siedzieliśmy w ciszy, aż w końcu postanowiłem nawiązać jakiś dialog.
- Mieszkasz tu? - spytałem, spoglądając na nią. Uśmiechnęła się lekko, patrząc gdzieś w horyzont.
- Tak, z moją przyjaciółką, ale to długa historia. Może kiedyś ci opowiem. - uśmiechnęła się. - A ty?
- Ja tu nie mieszkam. Mam kilka dni wolnego, więc postanowiłem przyjechać. Uwielbiam Kołobrzeg i morze.
Pokiwała delikatnie głową, jakby była w jakimś transie.
- Ja też. Cudowne miejsce. - westchnęła.
- Co robiłaś w hotelu? Chyba tam nie mieszkasz?
- Nie, pracuję tam jako kelnerka. - zaśmiała się. - Żadna praca nie hańbi. Może masz ochotę na coś zimnego do picia?
Spojrzałem na nią, a po chwili z uśmiechem kiwnąłem głową.
- Ja płacę, żeby wynagrodzić ci to wszystko. - zaśmiała się. - Naprawdę cię przepraszam! - wstała, a ja za nią. Ruszyliśmy ramię w ramię przez molo. Adela była straszną gadułą, dużo się śmiała. Ale mało opowiadała o swojej przeszłości. Nie chciałem być niemiły czy natrętny, więc omijałem ten temat. Chyba w ogóle nie przeszkadzało jej to, że jestem siatkarzem i nawet, kiedy siedzieliśmy w miłej kawiarence pijąc koktajl, ktoś podchodził do mnie po autograf wybuchała perlistym śmiechem i dogryzała mi.
- Nie chcę być niegrzeczna, ale do dupy takie życie. - skomentowała. Wzruszyłem ramionami. Pamiętam moje początki, gdy każdy rozdany autograf bardzo mnie ekscytował. Z czasem stało się to rutyną i przyzwyczaiłem się do tego, że nie mogę wyjść spokojnie do spożywczaka, bo zawsze ktoś mnie zaczepi z prośbą o podpis. Nie miałem nic przeciwko temu. Kibice wiele dla mnie znaczyli.
Spędziłem z dziewczyną kilka godzin, kiedy oznajmiła, że musi wracać do pracy. Ruszyliśmy w stronę hotelu.
Tym razem Adela była cicha i zamyślona. Wpatrywała się pustym wzrokiem przed siebie, nie odzywając się ani słowem. Rozstaliśmy się w holu - ja poszedłem do swojego pokoju, a ona na stołówkę. W pokoju znów leżałem w małym łóżku, beznamiętnie wpatrując się w telewizor i rozmyślając.
Adelajda była dla mnie jedną wielką zagadką. Wydawało mi się, że jej humor zmienia się z sekundy na sekundę. Raz się śmiała, a chwilę później zachowywała się, jakby była w letargu, zamyślona i poważna.
Nie powiem, że nie - fascynowała mnie. Nigdy w życiu jeszcze nie spotkałem takiej osoby.
Ona jest pokręcona, ale fascynująca. 

~  *  ~ 

Przedstawiam Wam pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że się podoba. 
Ocenę pozostawiam Wam, przyjmę nawet najgorszą krytykę :)





sobota, 16 lutego 2013

Prolog - początek końca



Próbuję napisać ten list już od dobrych dwóch tygodni, zmarnowałam już z sto kartek. Ale wiem, że w końcu muszę napisać coś sensownego, bo mój czas się kończy.
Usiłuję wymyślić stosowne słowa na wyrażenie moich uczuć, ale nie potrafię. Za dużo tych uczyć kłębi się we mnie, nie potrafię ich rozszyfrować. Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. Dni przemijają szybko. Życie jest krótkie. W księdze naszej przyszłości wpisujemy marzenia, a jakaś niewidzialna ręka nam je przekreśla. Nie mamy wtedy żadnego wyboru. Uświadomiłam to sobie zbyt późno. Przez wiele lat byłam zamknięta na cztery spusty. Byłam kontrolowana, nie mogłam sama podejmować decyzji, nie mogłam żyć tak, jakbym chciała. Bolało mnie to, ale mimo wszystko nie potrafiłam sprzeciwić się rodzicom. Na początku myślałam, że robią to wszystko dla mojego dobra, chcą zapewnić mi godziwą przyszłość i troszczą się o mnie. Ale z biegiem czasu zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, że się duszę. Zaczęłam pojmować, że jestem uwięziona we własnym domu, przez własnych rodziców. To oni sterowali moim życiem, każda decyzja podjęta przez nich. Nie pytali mnie o zdanie, nie przejmowali się co czuję, czy jestem szczęśliwa. Oni wydawali rozkazy, a ja, szara myszka robiłam wszystko co mi każą. I w końcu nastąpił przełom w moim życiu. Jedna wiadomość, która otworzyła mi oczy i dodała odwagi. Praktycznie jedno słowo.
Później tylko spakowałam się i pierwszy raz w życiu wbrew swoim rodzicom sama podjęłam decyzję. Wsiadłam w pociąg i odjechałam. Postanowiłam, że nigdy już nie będę żyć tak, jak do tej  pory. Teraz ja będę kowalem własnego losu, a nie ktoś inny. Zmieniłam się z dnia na dzień, nie byłam już tą zwykłą dziewczyną, która egzystuje tylko, nie przeszkadzając nikomu. Przestałam wstydzić się każdej rzeczy, której zrobiłam, nabrałam większego dystansu do siebie. A co najważniejsze, zaczęłam robić rzeczy, o których zawsze marzyłam, a nigdy nie starczyło mi odwagi, żeby je zreazlizować. Nie zastanawiałam się długo, dokąd chcę pojechać. Pociąg w stronę Bałtyku. Nie zastanawiałam się co będzie dalej. I to było moje kolejne postanowienie. Żyć chwilą, tu i teraz. Zadzwoniłam do przyjaciółki mieszkającej w Kołobrzegu. Pamiętam, jakie ogromne było jej zdziwienie, kiedy powiedziałam, że uciekłam z domu i nie mam gdzie się podziać. Zamieszkałam z nią. Kiedy tego samego wieczora opowiedziałam jej wszystko. Nie wiedziała czy się cieszyć, czy płakać. Z jednej strony moja odmiana była powodem do radości, ale powód dla którego się zmieniłam już nie wyzwalał takich odczuć. Ale Kostka bardzo mnie wspierała, we wszystkim. Zmieniłam się nie tylko wewnętrznie, ale i zewnętrznie. Po tygodniu nikt z mojego 'starego życia' nie byłby w stanie mnie poznać, byłam tego pewna. Pierwszy raz od tak długiego czasu byłam naprawdę szczęśliwa. Sama podejmowałam decyzję, bawiłam się, nie bałam się niczego. Kostka podziwiała mnie za moją silną wolę. Nigdy nie uwierzyłaby, że można się aż tak zmienić. Ja też nie. Ale dokonałam tego.  Pół roku, które spędziłam w Kołobrzegu były najlepszym okresem w moim życiu. I wtedy zaczęło się coś psuć. Nienawidzę tego uczucia, gdy nagle czuje się przygnębiona, bez żadnego ostrzeżenia. To się po prostu działo. Czułam się pusta, beznadziejna, zmęczona tym wszystkim. Miałam takie dni, kiedy zupełnie odcinałam się od świata. Wiedziałam, że to kiedyś nastąpi, ale nie dopuszczałam do siebie tej myśli. Zwykle w takie dni zamykałam się w pokoju i nie wychodziłam, aż mi nie przeszło. 

I nagle pojwiłeś się Ty. I znów moje życie nabrało jakiegoś sensu. Obiecałam sobie na początku, że nigdy nie pokocham żadnego mężczyzny. Obiecałam sobie, że nigdy nie pozwolę, aby ktoś pokochał mnie.
Wiedziałam, że to się źle skończy. Że prędzej, czy później ta osoba będzie przeze mnie cierpieć. Ale mimo obietnic, które stawiłam przed sobą zakochałam się. I pozwoliłam, aby ktoś zakochał się we mnie.
Bo wiem, że mnie kochasz. 

Nie chciałam tego. Broniłam się przed tym rękami i nogami, ale Ty uparcie nie chciałeś zniknąć z mojego życia, a ja czasami kompletnie traciłam dla Ciebie głowę i sama przychodziłam do Ciebie, żeby spędzać z Tobą jak najwięcej czasu. To wszystko było takie skomplikowane. Sama nie wiedziałam, czego chcę i to mnie strasznie wkurzało. Z jednej strony chciałam być z Tobą, spędzać z Tobą jak najwięcej czasu, kochać Cię i nie przejmować się niczym, a z drugiej strony nie chciałam zbytnio przywiązywać się do Ciebie, nie chciałam, żebyś przeze mnie cierpiał. Ale miłość wzięła górę. Jak mawiał Kochanowski; 
"Próżno uciec, próżno się przed miłością schronić,
Bo jako lotny nie ma pieszego dogonić?" 
Także mnie w końcu dopadła. Chociaż nie wiem, jakbym się przed tym broniła.
I znów są dwie strony tego medalu.
Boże, czy to musi być takie skomplikowane? 



*  *  *

No więc po długim czasie przedstawiam Wam prolog. 
Jak sama nazwa wskazuje jest to "początek końca". Jest w postaci listu, który pisze główna bohaterka. 
Reszta rozdziałów będzie pisana z perspektywy Mariusza Wlazłego, to on będzie opowiadał swoją historię. Czasami tylko może się zdażyć, że napiszę z perspektywy kogoś innego.
Mam nadzieję, że jakoś to wyszło :) Nie mogę obiecać, że będę dodawała tutaj coś regularnie, ale postaram się jak najczęściej.
Także już oficjalnie witam wszystkich w kosmosie Mariusza Wlazłego! :)

ZAPYTAJ! - chętnie odpowiem na wszystkie pytania, chętnie porozmawiam :D