środa, 29 maja 2013

5.


"Wszystko, co kiedykolwiek kochałeś, 
odrzuci Cię albo umrze.
Wszystko, co kiedykolwiek stworzyłeś, 
zostanie wyrzucone.
Wszystko, z czego jesteś taki dumny,
zostanie wyrzucone do kosza."


Istnieje taka rzecz, rządząca mną od jakiegoś czasu, nie pozwalająca normalnie żyć, racjonalnie myśleć. Hipnotyzuje mnie, a ja tak po prostu daję się nabrać na banalną sztuczkę iluzjonistyczną. Abrakadabra, przegrywam. Jestem strasznie zmęczony, oczy same mi się zamykają, ale uparcie trzymam mocno kierownicę, próbując cały czas patrzeć na drogę szeroko otwartymi oczami. Słońce świeci bardzo mocno i wysoko. Razi mnie mimo okularów przeciwsłonecznych. Moje oczy są bardzo podrażnione przez brak snu, a mój umysł nie potrafi normalnie funkcjonować, bo kłębi się w nim wiele sprzecznych myśli. Znów uciekam. Czuję się trochę podle. Coś mnie podkusiło. Wziąłem już zapakowaną torbę i po prostu wsiadłem do samochodu, zostawiając w hotelu Winiarskiego, Bąkiewicza i Ignaczaka, zostawiając Adelajdę i moje wszelkie nadzieje na to pieprzone lepsze jutro. Nawet nie wiem, dokąd jadę. Nie mam najmniejszej ochoty na powrót do domu do Bełchatowa. Kiedy zorientowałem się, że przejeżdżam obok stacji paliw, zahamowałem z piskiem opon, gwałtownie skręcając. Usłyszałem kilka klaksonów, ale kompletnie się tym nie przejąłem. Zaparkowałem i oparłem głowę o kierownicę. Poczułem wibracje w kieszeni spodni, wyciągnąłem komórkę i spojrzałem na ekran, który informował mi, że dzwoni Igła. Z westchnieniem nacisnąłem zielony guzik, przyciskając komórkę do ucha.
- Dzięki Bogu! - wrzasnął. - Czy ciebie już do końca pogięło? POGIĘŁO?! My tu od zmysłów odchodzimy, boimy się o ciebie, a ty nawet głupiego esemesa nie umiesz wysłać? Adela powiedziała nam, że spotkaliście się w nocy, a później widziała, jak wchodzisz do samochodu i odjeżdżasz. Co to miało znaczyć? Gdzie jesteś? Pogięło cię? Natychmiast wracaj, rozumiesz?
- Brawo, Krzysiu. Wyczerpałeś już swój roczny limit na zadawanie pytań.
- Bardzo śmieszne. - parsknął. Nie często zdarzało się, żeby Krzysztof Ignaczak mówił tak poważnym tonem. - Jesteś cholernym egoistą, wiesz?
 Przełknąłem głośno ślinę, czując, jak zrobiło mi się sucho w gardle. Po kilku sekundach usłyszałem tylko biiip, biiip i nastała cisza. Kompletna cisza, przerywana głośnym biciem mojego serca.
Miał rację.
Tak samo, jak Adelajda.
Oboje mają rację.
Cholerny egoista, nieskutecznie uciekający od problemów i użalający się nad sobą.
Walnąłem z całej siły pięścią w kierownicę, a kilka osób na stacji rzuciło mi zaciekawione spojrzenie, kiedy odezwał się klakson. Odpaliłem samochód i z piskiem opon wyjechałem z parkingu, włączając się w ruch drogowy.


Naciskałem pedał gazu trochę za mocno, moje serce biło trochę za szybko, mój oddech był trochę za bardzo nieuregulowany, moje myśli były trochę za bardzo pogmatwane, tabliczka z napisem Bełchatów trochę za bardzo bolała, a moje mieszkanie było trochę za bardzo puste i ciche. Sąsiadka znów obrzuciła mnie trochę za bardzo zmartwionym i zaniepokojonym spojrzeniem, a ja trochę za chłodno się z nią przywitałem. Poczciwa starsza pani, która wytrzymywała naloty moich kolegów z drużyny na moje mieszkanie, które wiązały się z hałasami, śmiechami i innymi bliżej nieokreślonymi odgłosami. Zawsze, kiedy przyjeżdżałem z meczu wyjazdowego lub jakiegoś turnieju, przychodziła do mnie z pysznym, domowym obiadem. A jak jest teraz? Wydaje mi się, że mną gardzi. Szczerze mówiąc myślałem, że jako starsza kobieta, która dużo już przeżyła nie będzie oceniać ludzi po plotkach i pozorach, ale jednak się myliłem. Wszyscy wierzyli jej, a mnie nawet nikt nie chciał wysłuchać. W mojej głowie po raz kolejny pojawiło się pytanie dlaczego? 
Dlaczego wybrała właśnie mnie? Dlaczego to właśnie ja musiałem zostać przez nią tak wykorzystany? Dlaczego byłem taki ślepy? Dlaczego byłem taki głupi?
Zdałem sobie sprawę, że prawdopodobnie najbliższe dni spędzę właśnie w tym pomieszczeniu, na tej kanapie, z tym pilotem w ręku. Bo co innego miałbym robić? Nie mam ochoty na spotkanie z nikim. Nie mam z kim trenować, bo mam czas do namysłu, do podjęcia decyzji. Ten cholerny czas, który wcale mi nie pomaga. Ucieka szybko i z każdą godziną, ba!, z każdą minutą z coraz większym niepokojem patrzę w przyszłość. Wszystko jest teraz dla mnie jedną, wielką niewiadomą. Jeszcze nigdy nie czułem się tak niezdecydowany. To był mój czuły punkt.


Nie lubię tej ciszy w moim domu. Zawsze przeklinałem wiecznie siedzących w moim mieszkaniu chłopaków, którzy hałasowali, brudzili, wyjadali mi wszystko z lodówki. Marzyłem wtedy o chwili spokoju, samotności. A teraz co? Znów czuję się tak samo, jak w Kołobrzegu, kiedy to Adela wyszła z Krzyśkiem i Michałami. Brakowało mi tego wszystkiego. Ta cisza i ten spokój strasznie mnie przytłaczał. Nie było słychać nawet żadnej muchy, których w ostatnim czasie było pełno. Wszyscy mają mnie głęboko w dupie, nawet owady. Była dopiero, a może już, dwudziesta trzecia w nocy, kiedy wstałem z kanapy i przebrałem się w spodenki i jedną z treningowych koszulek Skry. Założyłem buty do biegania i wkładając słuchawki na uszy wybiegłem z mieszkania. Uliczki Bełchatowa oświetlały tylko lampy lub przejeżdżające co jakiś czas auta. W miejscach, po których biegłem nie było żadnej żywej duszy. A przynajmniej tak mi się zdawało, bo kiedy skręciłem w uliczkę wpadłem na kogoś. Odruchowo złapałem tą osobę za rękę, aby nie upadła na chodnik. Kiedy spojrzała na mnie, szybko rozluźniłem uścisk.
- Co ty tu robisz? - spytałem, szczerze zdziwiony.
- Nadal tu mieszkam i mam takie same prawo do chodzenia po Bełchatowskich ulicach jak ty. - uniosła brew, uśmiechając się lekko. - Odbiło ci do końca? Biegasz w środku nocy?
- Tak, biegam w środku nocy. Ciebie nie powinno to obchodzić.
Prychnęła, poprawiając krótką bluzkę, która podwinęła jej się podczas naszego zderzenia.
- Nie obchodzi mnie to. W ogóle mnie już nie obchodzisz. Chociaż... Nigdy mnie nie obchodziłeś, Mariusz. Jesteś jakiś dziwny. Za dużo w tobie miłości, opiekuńczości i tego pieprzonego zaufania. Myślałam, że skoro jesteś siatkarzem, do tego cholernie przystojnym, to będziesz inny. Ale jednak pozory mylą. Sportowcy zwykle są zadufani w sobie, bezwzględni. A ty co? Zupełna odmienność. Masz dużo kasy, bo jesteś świetnym siatkarzem, grasz w najlepszej drużynie, wygrywasz i co? Sodówka jeszcze nie uderzyła ci do głowy?
Wybuchnąłem śmiechem.
- Masz naprawdę dziwny światopogląd, Weroniko.
Zignorowała moją uwagę i poprawiła włosy.
- Idę, szkoda mojego cennego czasu na ciebie. - obrzuciła mnie obojętnym spojrzeniem i ruszyła przed siebie. Jeszcze tego mi dzisiaj brakowało.
- Suka. - mruknąłem. Ona znów odwróciła się w moją stronę, mrużąc oczy.
- Co powiedziałeś?
- Prawdę.
Ruszyłem w stronę mojego domu, zostawiając ją samą. Tym razem biegłem szybciej i już po piętnastu minutach zamykałem drzwi mojego mieszkania. Wziąłem szybki prysznic i położyłem się spać. Ku mojemu zdziwieniu sen przyszedł szybko.

Wszystkie dni mijały tak samo. Była już niedziela. Znów wstałem koło południa. Poszedłem zjeść obiad do pobliskiego KFC, a później na siłownię. I tak codziennie. Nie działo się nic nadzwyczajnego. Zostały mi tylko dwa dni na podjęcie decyzji, a ja nadal byłem w kropce. Na siłowni wyciskałem z siebie siódme poty, bo to bardzo mi pomagało. Przestawałem myśleć o wszystkich problemach i decyzjach i po prostu dbałem o to, by zmęczyć się maksymalnie. Tylko po to, aby późnym popołudniem wrócić do domu, paść na kanapę i z czystym sumieniem oglądać telewizję. Przynajmniej miałem świadomość, że nie tracę formy. To, że jeszcze nie byłem pewny sezonu reprezentacyjnego nie znaczy, że tak samo jest z sezonem klubowym. Mam zapewnione miejsce w składzie Skry, a to nawet nie wszystko, bo uzgodniłem z władzami klubu i sztabem trenerskim, że znów wrócę na atak. Tam, gdzie czuję się najlepiej. Chociaż coś się układa, więc chyba nie jest jeszcze tak katastrofalnie, prawda?

*   *   *

PIĄTECZKA.
Zmieniałam dużo razy, ale wreszcie jest. 

Mecz w Miliczu świetny! Nie ma to jak pół metra od siatkarzy w kwadracie dla rezerwowych i niecałe dwa metry od boiska. I tyle autografów!
Byłam w niebie, pierwszy mecz na żywo jak najbardziej udany! :)

Wiem, że trochę zaniedbuję komentowania waszych blogów, przepraszam.
Ale przysięgam, że każdy rozdział czytam, tylko nie zawsze mogę skomentować!

Uwielbiam zaczynać weekend od wtorku *.*

Wszyscy, którzy chcą być informowani o nowych rozdziałach zapraszam TUTAJ

czwartek, 16 maja 2013

4.

"Nie składaj obietnic, 
jeżeli nie jesteś pewny czy zamierzasz
ich dotrzymać."
( part 2 )

            - Co cię dręczy? - spytała ni stąd, ni zowąd. Spojrzałem na nią, unosząc jedną brew. Nie patrzyła na mnie, tylko chwyciła mnie za rękę i zaczęła ciągnąć przed siebie. Przeszliśmy kilkanaście metrów, kiedy w końcu zatrzymała się, a moim oczom ukazał się ogromny dół. Ostrożnie zeszła na jego dno, ciągnąc mnie za sobą. 
- Lubię to miejsce. Bardzo rzadko ktoś tu przychodzi, można w spokoju pomyśleć i odizolować się od ludzkości. - uśmiechnęła się, zamyślona. Rozejrzałem się. Czułem się, jakby ktoś uwięził mnie w dziurze. Była naprawdę głęboka, ale nie stroma, więc nikt nie miałby problemu żeby zejść na dół. Adela rozłożyła się na ciepłym piasku, więc ja zrobiłem to samo. Skrzyżowałem ręce pod karkiem i spojrzałem w niebo. Noc była bezchmurna, dlatego na czarnym sklepieniu widać było co najmniej milion gwiazd. 
- No więc? - odezwała się. Westchnąłem. 
- Nic. 
- Nie kłam, nie jestem ślepa. Może mogę ci jakoś pomóc? 
- Nie. Nie możesz. I nie mam ochoty o tym rozmawiać. 
- Chodzi o twoją pracę? Nie interesuje się zbytnio sportem, ale wiem, że jego uprawianie ciągnie za sobą dużo poświęceń. - drążyła, chociaż wydawało mi się, że dałem jej do zrozumienia, że nie ma tego robić. Milczę. Ona nie. - Wiesz, że nie możesz ciągle uciekać? Nie warto. Będzie ci stokrotnie lepiej, kiedy się komuś wygadasz. Nie zgrywaj twardziela i nie udawaj, że wszystko masz pod kontrolą i że ze wszystkim sobie radzisz. Po co wszystko komplikujesz? 
- Ty nic nie rozumiesz. - zacisnąłem zęby. Byłem zły, bo miała rację. 
- To pozwól mi zrozumieć, Mariusz.
Pokręciłem głową. 
- Nie. Przynajmniej nie dziś. - uciąłem. Adelajda pokiwała powoli głową, po czym położyła ją z powrotem na piasku, wpatrując się w niebo. Znów zapadła cisza. Myśli w mojej głowie szalały, doprowadzając mnie do skrajności mojej cierpliwości. Czułem się, jakby ta dziewczyna przejrzała mnie na wylot albo jakby umiała czytać w moich myślach. Odwróciłem głowę w jej stronę. Wpatrywała się w miliony migocących gwiazd, przesypując piasek z jednej ręki do drugiej nad swoim brzuchem. Jej klatka piersiowa unosiła się miarowo. Było tak cicho, że aż mnie to trochę przerażało. Słyszałem bicie własnego serca i swój oddech. Natomiast jej oddech był bezszelestny. Nawet morze było teraz tak spokojne, że fal nie było prawie słychać. 
Czemu jesteś taka tajemnicza, Adelajdo? 
Nie wypowiedziałem tego pytania na głos, nawet nie miałem takiego zamiaru. Ale nagle ona też odwróciła głowę w moją stronę i spojrzała mi w oczy. 
- Nie zastanawiaj się dlaczego taka jestem. - no jak Boga kocham, ona umie czytać w myślach! - Zgadłam? Ja chcę po prostu tobie pomóc. 
- A ja naprawdę nie potrzebuję twojej pomocy. Niczyjej pomocy. - skłamałem. Znowu.
Moi rodzice od maleńkości wpajali mi, że nie mam kłamać, bo prędzej czy później prawda i tak wyjdzie na jaw. I starałem się tego nie robić, ale ostatnio prawie każde zdanie, które wypłynęło z moich ust zawierało w sobie jakieś kłamstwo. Mniejsze lub większe, ale zawsze jakieś. Powoli oddalam się od wszystkich i wszystkiego, co kiedyś miało dla mnie ogromną wartość. Od rodziny, przyjaciół. Od fotografii, od siatkówki. Moje dwie największe pasje. Schodzą powoli na drugi plan, tak, jak wszystko inne. 
- Ten świat jest jakiś pojebany dziś, nie sądzisz? - zacytowałem Pezeta, który w większości zajmuje kartę pamięci mojego odtwarzacza. Adela roześmiała się i całym ciałem odwróciła się w moją stronę. 
- Wiesz co mnie boli? Że w głowach się pierdoli. - wyrecytowała dobrze znany mi wers z jednej z piosenek Paktofoniki. Uśmiechnęła się. 
- Posłuchaj... - zaczęła. Myślałem, że znów zacznie ten sam temat, ale kiedy już miałem jej przerwać, ona kontynuowała. - Żyj. Bądź szczęśliwy. Uśmiechaj się. Kto wie? Jutra może przecież nie być. Już  d z i ś podziel się ze wszystkimi swoją radością. Już  d z i ś  uroń choć jedną łzę. Nie wstydź się, wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Już  d z i ś  zacznij naprawdę żyć. Już  d z i ś  zacznij marzyć. Pamiętaj, że jeżeli człowiek przestaje marzyć - umiera. D z i ś. Bo nigdy nie wiesz, czy nadejdzie to cholerne jutro. Wiem, co mówię. Dziś jest najważniejsze. Dziś jest jedyne, więc korzystaj. Proszę. - po policzku spłynęła jej pojedyncza łza, która pod wpływem światła księżyca zamigotała, jak gwiazda. Cholera. Niewiele myśląc przewróciłem się na bok, w jej stronę. Uniosłem rękę do jej twarzy i kciukiem delikatnie wytarłem łzę, uśmiechając się - mam nadzieję - pokrzepiająco.
- Skąd to wszystko wiesz? Dlaczego jesteś tak bardzo przekonana o tym, że jutra może nie być?
Wbiła we mnie tak intensywne spojrzenie, że poczułem nieprzyjemny skurcz w żołądku. Jej ciemne oczy szkliły się i podobnie jak łza, która przed chwilą spływała po jej policzku, błyszczały pod wpływem srebrnego światła księżyca.
- Nie ważne. - powiedziała twardo, ani na sekundę nie odrywając stalowego wzroku od moich oczu. - T y  tego nie zrozumiesz.
Otworzyłem buzię, ale chwilę później ją zamknąłem. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Totalnie mnie zatkało i ona z pewnością to zauważyła, bo uniosła lekko prawy kącik ust, parskając cicho i wywracając oczami. Wstała i otrzepała się z piasku.
- Będę musiała już iść.
- Odprowadzę cię. - odpowiedziałem szybko, również wstając. Adela pokiwała tylko ledwo zauważalnie głową. Wyszliśmy z dziury i ruszyliśmy w stronę molo. Włożyłem ręce w kieszenie spodni i patrzyłem na morze, które z resztą było mało widoczne w ciemności.
- Słyszałam, że dzisiaj wyjeżdżasz. - bardziej stwierdziła, niż zapytała. Westchnąłem, zastanawiając się nad odpowiedzią. Czy naprawdę tego chciałem? Chciałem znowu uciekać? Dokąd w ogóle bym pojechał? Do Bełchatowa albo Łodzi, żeby znów znosić to wszystko?
A jakie mam powody do tego, żeby nie zostać w Kołobrzegu? Przecież tutaj nikt nie wie, co się stało. Tutaj nie ma tak dużo ludzi, którzy na każdym kroku pytają mnie czy już się zdecydowałem. Tutaj jest morze, które tak bardzo uwielbiam, tutaj są teraz moi najlepsi przyjaciele, którzy przyjechali tu specjalnie dla mnie, tutaj jest Adelajda, która cały czas jest dla mnie zagadką i cały czas mnie zaskakuje.
Może jednak nie warto wyjeżdżać? Może warto zostać tutaj do końca, tak jak planowałem?
- Nie wiem. - odpowiedziałem w końcu.
- Obiecasz, że zostaniesz? - spytała cicho. Znów nastała cisza, która nie trwała długo, bo za naszymi plecami usłyszeliśmy wołanie.
- Adela! Adeeeeeelaa! - odwróciliśmy się w tym samym momencie. Zobaczyłem tylko niewielką dziewczynę, prawie tak niską jak Adelajda, o bardzo jasnych, blond włosach, które lśniły w blasku księżyca. Kiedy podeszła bliżej zobaczyłem, że ma bladą karnację, ale twarz oblaną czerwonymi rumieńcami. Była pod wpływem alkoholu.
- Kostka, co ty tutaj robisz? - Adela wywróciła oczami, podchodząc do dziewczyny i kładąc jej dłonie na ramionach.
- Stoję przecież - wybełkotała. - A kto to jest? Skądś znam ten ryjek... - wskazała na mnie, a ja uśmiechnąłem się, powstrzymując śmiech. Bełkotała tak śmiesznie, swoim wysokim głosem, że trochę przypominała mi Winiarskiego, kiedy po wygraniu Ligii Światowej w dwa tysiące dwunastym roku trochę za ostro poimprezowaliśmy. Adelajda westchnęła i odwróciła się w moją stronę.
- To jest Mariusz, Mariusz Wlazły. A to jest Konstantyna Kubiak. - wspomniana dziewczyna syknęła cicho.
- Błagam cię, przestań. Jestem Kostka, Kostka Kubiak. Żadna Konstantyna, zrozumiałeś? I nie jestem rodziną z żadnym siatkarzem, nie. - zaczęła gwałtownie wymachiwać rękami.
- Dobrze, dobrze. My już lepiej pójdziemy. - Popchnęła lekko Kostkę w stronę molo, odwracając się znów w moją stronę. - Proszę cię... Nie... Nie wyjeżdżaj jeszcze, dobrze? I pomyśl nad tym, co ci mówiłam. Proszę. - wyszeptała jeszcze i ruszyła za dziewczyną, która chwiejnym krokiem wchodziła już na molo.
Jeszcze większy mętlik w głowie?
Kurewsko idealnie.

*   *   *

No to jedziemy z tym koksem!
Nie wiem, co ile będą pojawiały się nowe rozdziały, jak się napiszą, to będą. 
Rozdziały będę mniej więcej takiej długości, jak ten do góry, to zależy jak będę musiała 
podzielić dany rozdział czy jak poniesie mnie wena ;)
Mam nadzieję, że jak na razie jest to znośne i będziecie chciały czytać ;)

Bardzo, b a r d z o, proszę wszystkich, którzy chcą dostawać 
powiadomienia o nowych rozdziałach o wpisywanie się TUTAJ
Proszę także tych, którzy już pisali mi w komentarzach, WSZYSTKICH!
To mi bardzo ułatwi sprawę, bo już się z tym wszystkim gubię ;)

Także, komentujcie, piszcie jak wam się podoba!
Do zobaczenia!

niedziela, 12 maja 2013

Informowani

           Chciałabym, aby wszyscy, którzy chcieliby dostawać powiadomienia o nowym rozdziale wpisywali się pod ten post. Na przykładzie mojego debiutanckiego bloga wiem, że bardzo łatwo jest pogubić się z tym wszystkim, dlatego chcę mieć wszystkich zapisanych w jednym miejscu.
 Zostawcie tutaj swój adres bloga, strony lub numeru GG :)