"Nie ważne jak mocno uderzasz, ale jak mocny cios
potrafisz przyjąć od życia i iść dalej.
Ile możesz znieść i ciągle iść naprzód. Tak się wygrywa.
Użalanie się nad sobą nie przynosi rozwiązania."
Dziwnie się czułem, kiedy kładłem się do łóżka ze świadomością, że w pokoju obok jest Adelajda. Długo nie mogłem zasnąć, a kiedy już drzemałem obudził mnie potężny grzmot. Nad Bełchatów nadciągnęła burza i to wcale nie taka mała. Grzmoty były nieznośnie głośne, a kiedy się błyskało robiło się jasno, jak w środku dnia. Z zrezygnowaniem spojrzałem na zegarek. Była druga trzydzieści dwa. Wstałem i ruszyłem do łazienki. Chwyciłem za klamkę, ale drzwi były zamknięte. Zmarszczyłem brwi; światło było zgaszone. Pociągnąłem z całej siły, ale ani drgnęło.
- No co jest... - mruknąłem, a wtedy usłyszałem charakterystyczne kliknięcie zamka i drzwi się otworzyły. Moim oczom ukazała się Adela z niewinnym uśmiechem na twarzy i wielkimi oczyma. Uniosłem brwi, zaskoczony. - Coś się stało? Żarówka się wypaliła? - spytałem, naciskając włącznik, ale światło się zaświeciło.
- Nie... Ja... - zaczęła i spuściła wzrok, po czym westchnęła ciężko, wzruszając ramionami. - Po prostu boję się burzy, a w łazience nie ma okien. - przyznała, a ja zauważyłem, że się rumieni. Zaśmiałem się, na co ona posłała mi mordercze spojrzenie. - To nie jest śmieszne! - uderzyła mnie z pięści w ramię.
- A gdy w Kołobrzegu była burza, to co robiłaś?
- Szłam spać do Kostki albo zamykałam się w łazience. Po prostu czuję się bezpieczniej, kiedy ktoś jest przy mnie, a jeżeli nie ma takiej możliwości to najlepiej zaszyć się tam, gdzie nie widać błysków i włączyć muzykę najgłośniej jak się da, by nie słyszeć grzmotów.
- No to chodź spać do mnie.
Spojrzała na mnie zaskoczona. Uniosła brew z złośliwym uśmiechem na twarzy.
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Absolutnie, nigdy w życiu! - odpowiedziałem ze śmiechem. Zamilkła na chwilę, by potem z głębokim westchnieniem wyciągnąć rękę w moją stronę. Chwyciłem jej dłoń i podniosłem do góry, po czym ruszyłem do swojego pokoju ciągnąc dziewczynę za sobą. Kiedy przechodziliśmy przez salon niesamowicie mocno się błysnęło, a kilka sekund później nastąpił ogromny huk, tak, jakby błyskawica strzeliła w jakieś pobliskie drzewo. Adela pisnęła, ścisnęła moją dłoń i biegiem popędziła do mojej sypialni, ciągnąc mnie za sobą. Próbowałem powstrzymać śmiech, ale nijako mi to wychodziło.
- To nie jest śmieszne! - fuknęła, sadowiąc się na łóżku, przy ścianie i przykrywając się kołdrą pod sam nos.
- Przepraszam! - wydusiłem, zakrywając sobie usta. - Ale pierwszy raz widzę kogoś, kto tak panicznie boi się burzy. Nie wiedziałem, że w ogóle się czegoś boisz.
Podniosłem kołdrę i położyłem się obok niej, przykrywając nas obojga po sam czubek głowy.
- Boisz się już trochę mniej? - spytałem.
- Troszeczkę. - odparła szeptem. Leżeliśmy w ciszy, pod kołdrą, przy akompaniamencie grzmotów, które wywoływały u Adelajdy dreszcze. Za każdym razem, kiedy do naszych uszu dobiegł huk, wzdrygała się i z świstem wciągała powietrze. Było też słychać krople deszczu uderzające o parapet i okno.
- Śpisz? - spytała cicho, przerywając milczenie.
- Nie. - również odpowiedziałem szeptem. Znów zapanowała cisza, a wtedy ona przysunęła się do mnie i objęła mój tors, wtulając się w mój obojczyk. Zaskoczony, otoczyłem ją ramionami. Emanowała niesamowitym ciepłem.
- Dobranoc.
- Dobranoc. - odpowiedziałem, nadal zaskoczony całą tą sytuacją.
Obudziłem się w tej samej pozycji, w której zasnąłem. Adela spała, wtulona w mój obojczyk, a ja opierałem swój policzek o czubek jej głowy. Była całkowicie spokojna i kiedy obejmowała mój tors swoimi rękami czułem jej miarowe bicie serca. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę dziewiątą dwadzieścia cztery. Chciałem delikatnie wyswobodzić się z jej uścisku, ale ona otworzyła oczy, zamrugała kilka razy i spojrzała na mnie.
- Dzień dobry, koleżanko. - uśmiechnąłem się do niej. Odwzajemniła uśmiech, podnosząc się do pozycji siedzącej i rozciągając mięśnie na wszystkie możliwe strony.
- Dzień dobry. O Boże, ale ścierpłam! Nigdy więcej. - zaśmiała się wesoło. Wywróciłem oczami.
- To będziesz spała w łazience, w wannie.
- Na pewno będzie wygodniej! - dźgnęła mnie w brzuch, puszczając oczko. - Zrobię śniadanie za ten bohaterski czyn dzisiejszej nocy, dobrze? - wygrzebała się z pościeli i zniknęła za drzwiami. Wstałem, również rozciągając obolałe mięśnie. Kiedy szedłem do łazienki, Adela krzątała się po kuchni. Z totalnym bałaganem na głowie, w tej strasznie za dużej koszulce, na boso i tak wyglądała świetnie. Naprawdę czułem, że jest wyjątkową osobą. Taką, którą trudno znaleźć i która na pewno dużo potrafi wnieść do czyjegoś życia.
Bo do mojego życia wniosła dużo, mimo, iż była w nim zaledwie tydzień. W nocy dużo myślałem i podjąłem już decyzję, co do reprezentacji. Chciałem grać. Chciałem śpiewać Mazurka Dąbrowskiego i grać w biało-czerwonym stroju, słyszeć tysiące polskich kibiców dopingujących tą samą drużynę. Pragnąłem tego, jak chyba niczego innego. I postanowiłem to pragnienie spełnić. Zaraz po śniadaniu miałem zamiar zadzwonić do Andrei Anastasiego.
Jak postanowiłem, tak też zrobiłem. Adela poszła wziąć prysznic, a ja rozsiadłem się na kanapie w salonie i wybrałem numer do trenera. Bałem się, że z nerwów zapomnę angielskiego.
- Andrea Anastasi, słucham? - odezwał się głos w słuchawce.
- Dzień dobry, trenerze. Tu, Mariusz Wlazły. - przerwałem na chwilę. - Podjąłem decyzję. Chcę grać. Dojadę na zgrupowanie.
- Wyśmienicie! Jestem niezmiernie zadowolony, że podjąłeś taką decyzję, mam nadzieję, że związek drugi raz nie popełni tego samego błędu.
- Również mam taką nadzieję.
- Czyli widzimy się jeszcze w tym tygodniu w Spale?
- Oczywiście. Myślę, że przyjadę razem z Bartoszem Kurkiem, który bodajże jutro przyjeżdża z Rosji.
- Już nie mogę doczekać się, kiedy zobaczę cię w akcji. Do zobaczenia!
- Do zobaczenia. - usłyszałem pikanie, kiedy Andrea zakończył rozmowę. Odetchnąłem z ulgą i w tej samej chwili do salonu weszła Adela. Spojrzałem na nią.
- Ja posłuchałem twojej rady, a ty mojej nie. To nie fair. - fuknąłem, patrząc na jej równo wyprostowane włosy. Pogładziła swoje włosy, spojrzała na mnie, a później na telefon w mojej ręce.
- Żartujesz!
- Chyba za często to stwierdzasz. Nie jestem żadnym żartownisiem. - wyszczerzyłem się. Adelajda pisnęła, podbiegła do mnie i uściskała mocno.
- Tak się cieszę! Chyba zacznę interesować się siatkówką, wiesz? Będę jeździć na wasze mecze. Winiarski, Bąkiewicz i Ignaczak też są w reprezentacji?
- Winiarski i Ignaczak tak, ale Bąkiewicz nie.
- To nic, może Bąku będzie chciał jeździć ze mną. - zaśmiała się. - Już czuję, że to wygracie, naprawdę!
- Co dokładnie? - spytałem, również się śmiejąc i podnosząc prawą brew. Zamyśliła się na chwilę.
- Wszystko! - podniosła w górę ręce i znów wybuchnęła śmiechem.
* * *
Myślę, że większość z was spodziewała się podjęcia takiej decyzji przez Mariusza,
więc tutaj nie ma wielkiej niespodzianki :)
Mam nadzieję, że nasze orzełki wezmą się dzisiaj w garść i pokażą,
że Polska tak szybko się nie poddaje.
Mimo, że mamy bardzo małe szanse na wyjście z grupy,
pokażemy, że nie ma rzeczy niemożliwych.
Bo oni już nie raz pokazali, że się da.
Jak ja kocham to słoneczko, te trzydzieści dziewięć stopni Celcjusza
i codzienne, całodniowe siedzenie nad jeziorem! <3